Nie mogę prowadzić bloga, bo medytuję pod wodospadem. Więcej informacji wkrótce...
niedziela, 29 czerwca 2014
wtorek, 17 czerwca 2014
Agent 007 i stare dobre sposoby
Teraz czas wrócić na posterunek i przekonać się, kto jest odpowiedzialny za moją niedolę. To oczywiste, że to nie obiekt M. wpadł na tak szatański plan. O nie! Wyczuwam tutaj długie palce wrogiej agentury - i mam wrażenie, że wiem, kto za tym wszystkim stoi... Obiekt M. jest tylko bezwolnym przedmiotem manipulacji, martwię się jak sobie radzi bez mojej nieustannej opieki. Przypuszczam, że nienajlepiej.
Ale najpierw musiałem wysłać do zwierzchnictwa, niewątpliwie zaniepokojonego moim przedłużającym się milczeniem, informację o wznowieniu misji. Nie powstrzymał mnie brak dostępu do internetu i innych nowoczesnych środków komunikacji - moje szkolenie obejmuje także mądrości innych kultur, niesłusznie nazywanych prymitywnymi. Wulkan Aso idealnie nadał się do wysłania znaków dymnych i nawet nie musiałem pocierać patykiem o patyk, także nie narzekam.
Agent 00F i błędne koło
Ale po kolei...
Po niefortunnym (coraz bardziej skłaniam się ku myśli, że sztucznie wywołanym) udarze słonecznym poruszyłem niebo i ziemię aby odnaleźć obiekt M. w gąszczach tropikalnej puszczy. Pomykając niczym ścigacz Luka Skywalkera (mój idol) przemierzałem góry i doliny, rzeki i wąwozy, gąszcze i pustkowia, a wszystko daremnie.
Udało mi się co prawda nawiązać kilka ciekawych znaj... kontaktów służbowych, więc czasu tego nie mogę tak do końca uznać za stracony. Niemniej, nad moją misją zbierały się czarne chmury (przeciwności losy zawsze budziły we mnie poetę).
Szczęście odwróciło się ode mnie. Czasami udawało mi się trafić na ślady obozowiska, jeszcze ciepłe, ale zawsze o moment za późno...
Nawet próby uprzedzenia ruchów przeciwnika i zaczajenia się w miejscu, którego nie mogli ominąć (obiekt M. miałby pogardzić onsenem dla stópek?!) spełzły na niczym.
Wreszcie zrozumiałem, że dałem się oszukać. Obiektu M. i wrogiego agenta dawno już nie ma na tropikalnej wyspie!
poniedziałek, 16 czerwca 2014
Agent 00F i rozbitek blues
Takie drobnostki jak porzucenie na bezludziu, tropikalna gorączka, sztorm, zderzenie z górą lodową na Pacyfiku oraz tygodnie dryfowania na frisbee nie są w stanie powstrzymać zawodowca! Po trzech miesiącach niebezpiecznych przygód udało mi się wyrwać z tropików spowrotem do cywilizacji.
Na szczęście dzięki mojej ekspraordynaryjnej odporności psychicznej (robiło się te testy przed przystępieniem do służby) szybko wracam do normy - po tym traumatycznym przeżyciu pozostała mi tylko całkiem zrozumiała niechęć do jeżowców. Ale mój przyjaciel Frisbee i ja mieliśmy już swoją zemstę... więc nie narzekam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)