wtorek, 17 czerwca 2014

Agent 00F i błędne koło

Ale po kolei...

Po niefortunnym (coraz bardziej skłaniam się ku myśli, że sztucznie wywołanym) udarze słonecznym poruszyłem niebo i ziemię aby odnaleźć obiekt M. w gąszczach tropikalnej puszczy. Pomykając niczym ścigacz Luka Skywalkera (mój idol) przemierzałem góry i doliny, rzeki i wąwozy, gąszcze i pustkowia, a wszystko daremnie.



Udało mi się co prawda nawiązać kilka ciekawych znaj... kontaktów służbowych, więc czasu tego nie mogę tak do końca uznać za stracony. Niemniej, nad moją misją zbierały się czarne chmury (przeciwności losy zawsze budziły we mnie poetę).




Szczęście odwróciło się ode mnie. Czasami udawało mi się trafić na ślady obozowiska, jeszcze ciepłe, ale zawsze o moment za późno...


Nawet próby uprzedzenia ruchów przeciwnika i zaczajenia się w miejscu, którego nie mogli ominąć (obiekt M. miałby pogardzić onsenem dla stópek?!) spełzły na niczym.



Wreszcie zrozumiałem, że dałem się oszukać. Obiektu M. i wrogiego agenta dawno już nie ma na tropikalnej wyspie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz